czwartek, 7 czerwca 2012

mój ulubiony album live


Z okazji, że zespół wczoraj opublikował zapowiedź swojego nowego albumu The 2nd Lawpostanowiłam poświęcić im trochę uwagi na swoim blogu. Wstyd mi, że nie zrobiłam tego wcześniej, ponieważ to właśnie ich płyta jest moim ulubionym albumem live. Od razu oczywiście pojawiło się mnóstwo komentarzy w sieci, że dlaczego grają dubstep? No nic, niektórzy nie mogą zrozumieć, że trailer rządzi się swoimi prawami i ma za zadanie wywołać jak największe poruszenie i zainteresowanie płytą. Tak samo jak w przypadku Coldplay, pozostaję wierną fanką wyczekującą z niecierpliwością na nowe wydawnictwo... jak i na koncert! Tak, tak, już 23 listopada w Atlas Arenie w Łodzi Matt Bellamy wraz z chłopakami zagrają dla gorącej polskiej publiczności (w którą zaliczam się ja, stąd gorącej).

Zanim jednak zacznę, zastanawiacie się może co oznacza tytuł? To nie jest żadne słowo, które znamy i które z czymkolwiek nam się kojarzy (pełny tytuł to H.A.A.R.P. Live from Wembley). Według Wikipedii "Wydawnictwo wzięło swoją nazwę od High Frequency Active Auroral Research Program – amerykańskiego programu wojskowych badań naukowych, mającego na celu analizę właściwości i zachowań zachodzących w jonosferze, z którym związanych jest wiele teorii spiskowych. Wokalista Muse Matthew Bellamy jest znany ze swoich zainteresowań m. in. właśnie globalną konspiracją, co w znaczny sposób wpłynęło na twórczość zespołu". No to już wszystko wiemy. 

Nagrania z koncertu są dostępne na kanale Muse na YT - link. Niestety, kolejność utworów na płycie jest inna. Zaczyna się ona od pięknego Intro, którym jest znany motyw z Romea i Julii Prokofieva. Jest to, można powiedzieć, płyta rodzaju the best of. Znajdziemy tu przekrój twórczości zespołu, od najwcześniejszych płyt. Piętnaście utworów to dużo, aby móc napisać o każdym, dlatego (chyba zawsze tak robię) napiszę tylko o swoich ulubionych. Zdecydowanym faworytem jest New Born, które trwa ponad 8 minut. Zaczyna się delikatnie, jednak potem zespół pokazuje rogi, i to mocno. Zaraz po niej zaczyna się spokojne Unintended, niczym ukojenie dla uszu, które zniosły już sporą dawkę głośnej muzyki. Płyta kończy się dźwiękami Take a Bow

Cieszy mnie fakt, że się rozkręcam wraz z latem (temperatury są coraz wyższe, szkoda tylko, że słońce nie wychodzi). O wyjątkowości tej płyty i zespołu świadczy także to, że ja nie lubię raczej albumów live. Jest to jedyny, który jest na mojej playliście i wracam do niego całkiem często. Nie znalazłam żadnego zespołu, który grałby podobną muzykę. Wyczekuję maila od Eventimu z wiadomością, że bilety są już w sprzedaży (najdroższe za 209 zł) i czym prędzej udaję się do Atlas Areny. Już raz przegapiłam ich koncert w Krakowie w 2010 roku na Coke Live Music Festival i na więcej takich razów sobie nie pozwolę!