niedziela, 8 stycznia 2012

co się stało ze starym Coldplay?


To pytanie zadaje sobie pewnie wielu fanów zespołu. Na nowy album, Mylo Xyloto, musieliśmy czekać 3 lata. Długo czy krótko - nie mnie to oceniać. Przez ten czas delektowaliśmy się znanymi wszystkim hitami Viva la Vida lub Lost. Pierwszym singlem promującym nadchodzącą płytę było Every Teardrop is a Waterfall. Nawet mnie za pierwszym odsłuchaniem piosenka w ogóle się nie spodobała. Jak to, tak elektronicznie? Tak kolorowo, tak... popowo? Na pewno nie było to tym, czego się spodziewaliśmy po Coldplay. Przy następnych odtworzeniach pomyślałam sobie "dobra, przecież czas nie stoi w miejscu, dlaczego mieliby i oni?".

Dwa dni po ukazaniu się singla Chris Martin z kolegami w końcu odwiedzili Polskę. Na gdyńskim lotnisku Kosakowo przywitano ich tłumnie (ja też tam byłam :) ). Chłopaki odwalili świetną robotę i jeszcze zwiększyli miłość fanów do nich i ich twórczości. Wszyscy śpiewaliśmy wspomnianą już Viva la Vidę lub Yellow. Lekkie zmieszanie nadeszło, gdy zespół zaczął wykonywać swoje najnowsze piosenki - Every Teardrop is a Waterfall lub Hurts Like Heaven. Bardzo mocno wyczułam kontrast między ich poprzednią twórczością a Mylo Xyloto.  Mimo wszystko, półtorej godziny koncertu minęło mi tak szybko, jak nigdy w życiu a dziś, gdy wspominam ten koncert ogarnia mnie radość i od razu się uśmiecham. Właśnie to lubię w Coldplay najbardziej. Brzmienie, które powoduje, ze czujesz, że zaraz stanie się coś wyjątkowego, połączone z tekstem, który nie mówi tylko o seksie, dyskotekach i alkoholu. Z jednej strony jest to kapela rockowa, z drugiej zespół wyróżnia się spośród mnóstwa grup, które też tworzą ten rodzaj muzyki.

Jeszcze na niespełna tydzień przed ukazaniem się albumu zespół wypuścił kolejny singiel - Paradise. Wprost oszalałam na jego punkcie. Był już październik, studia trwały od miesiąca, a ta piosenka sprawiała, że czułam się jak w wakacje - pełna sił i chęci. I tak, unosząc się kilka centymetrów nad chodnikiem, pobiegłam 24 października do Empiku, aby kupić nową płytę. Dzisiaj mamy już styczeń, płyta odsłuchana wystarczająco dużo razy, aby co nieco o niej napisać. Najbardziej zaskakujące jest chyba to, że Chris zaprosił do duetu... Rihannę i wykonał razem z nią utwór Princess of China. Jednak zaraz po "Księżniczce" czeka na nas, według mnie perełka, Up in Flames. Tak! Tak! Tak! Coś przypomina nam poprzedni album, ale z drugiej strony jest nowe, świeże i wręcz... świetne! Warty wspomnienia jest także fakt, że pomiędzy piosenkami znajdują się trzy swego rodzaju "przerywniki" - mniej niż minutowe, czysto instrumentalne utwory. To także nowość dla Coldplay.

Podsumowując, dla mnie Mylo Xyloto jest jak poranna kawa lub energizer. Pobudza, podnosi na duchu, sprawia, że szare blokowiska nie są takie szare, a rzeczy straszne nie są takie straszne. Myślę, że i tak każdy będzie miał własną opinię, ale proszę nie oceniać albumu tylko po przesłuchaniu dwóch singli na YouTubie lub jednokrotnego przesłuchania płyty przy pracowaniu na komputerze lub jeździe samochodem. Nie można odtrącać nowej odsłony zespołu tylko dlatego, że jest inna niż poprzednie. Za to powinno się cenić artystów, że ciągle zaskakują, intrygują i wzbudzają emocje :)