Some Nights to płyta, na której znajduje się ostatnio często grany przez stacje radiowe kawałek We Are Young. Zdecydowałam się napisać w końcu o czymś świeżym przy okazji wiosny, zamiast ciągle odgrzewać kotlety. Zespół fun. istnieje od 2008 roku, powstał w Nowym Jorku i na swoim koncie ma dwa albumy. Jak wiadomo, Ameryka to kraj wolnych ludzi i nie ma tam żadnych granic, dlatego też jak grzyby po deszczu wyrastają tam zespoły grające tzw. indie pop lub pop rock.
Zapewne gdyby nie pojawienie się piosenki We Are Young (link do wykonania z serialu) w Glee, co zaskutkowało natychmiastowym osiągnięciem przez utwór pozycji 1. listy iTunes, zespół by się nie wybił. Płyta zaczyna się od intro, zresztą bardzo ciekawie wystylizowanym, intrygującym i zachęcającym do dalszego słuchania. Nie można powiedzieć tego o teledysku, na który nawet ja mam o wiele lepszy pomysł, a szczególnie na różne głosy pojawiające się w tle. Następnie zaczyna się piosenka tytułowa, która bardzo, bardzo gryzie się ze wstępem, mimo tego, że sama w sobie nie jest zła. Osobiście, mnie przejadł się trochę ten gatunek muzyki i podchodzę do tego dość sceptycznie, ale myślę, że Some Nights znalazłoby sobie ciepłe i wygodne miejsce na listach przebojów. Nie podoba mi się też to, że na płycie znajdują się dwa utwory o bardzo podobnym do siebie tytule, dodatkowo następują jedna po drugiej. Mowa o All Alone i All Alright.
Czas kończyć, bo dla mnie słuchanie kończy się po 10 minutach (tj. Intro, Some Nights i We Are Young), dalej nie znajduję już nic godnego uwagi. Śmiem sądzić, że fun. podzieli los zespołów takich jak Panic! At The Disco (nagrali jeden utwór razem - C'mon) i Paramore (u którego był zresztą supportem). To jest ich 5 minut, niech się nimi nacieszą ile mogą. Trochę ostrzej i mniej pobłażliwie specjalnie dla Wojtka ;)
Na koniec chciałabym życzyć Wam wszystkim wesołych, spokojnych świąt Wielkiej Nocy :)