piątek, 31 maja 2013

ludzie są dziwni


Ludzie są dziwni. Ja też, nie ukrywam. Moją głowę nawiedza dziennie milion pomysłów, myśli, wizji, wyobrażeń. Wyobrażeń o przyszłości i przeszłości. Idąc zastanawiam się nad sobą, nad tym co by było gdyby, co będzie jeśli. Niektórzy czasem nie rozumieją jak ot tak można przeskoczyć z jednego tematu na drugi. Dopowiem, że są baardzo luźne ze sobą związane. Ludzki mózg i ludzkie ciało mnie zaskakuje swoimi możliwościami. Co by było gdybyśmy mogli wykorzystywać tylko 5% więcej swojego mózgu?

Wiecie co przedstawia koszulka? :) To mój prezent na osiemnaste urodziny, który dostałam od Nanusi. Koszulka przedstawia połączenie jej i mnie, a słuchawki podłączone są do mojego ulubionego owocu - truskawki. Przy drogach i na stoiskach zaczynają się pojawiać te z polskich pól, ale może już niedługo ukradnę jedną czy dwie z rodzinnego ogródka. Jutro Dzień Dziecka! Najważniejsze święto w roku, zdecydowanie. Z tej okazji wybieram się do najmłodszego dziecka w rodzinie, mojej 2,5-letniej siostry Juli, której mam właśnie zamiar uświadomić co to za święto. A przy okazji spróbować swoich talentów malarskich na jej twarzy, może wyjść baaardzo śmiesznie!
Straciłam dzisiaj małego złotego współlokatora mojego pokoju. Wakacje mojej mamy i siostry się skończyły, a wraz z nimi moja opieka nad Elvisem.

Żeby nie było - wiecie dlaczego chodzenie na koncerty jest takie cudowne? Bo artysta jest tam tylko dla Ciebie. Bo możesz zamknąć oczy, albo otworzyć je szeroko ze zdumienia, i się zatracić. Miałam tak na Bjork. Chciałabym zbierać takie spotkania w swojej głowie, aby potem móc opowiedzieć dzieciom o swojej młodości i móc zachęcać je do muzycznych wypadów. Chciałabym, aby pod tym względem były dobrze wychowane.  Prawda, niektórzy z Was mogą twierdzić, że pod względem technicznym koncerty są gorsze niż płyty. Tak, oczywiście, że tak jest. Ale dźwięk usłyszany na koncercie nigdy więcej się nie powtórzy. Chyba, że odtworzysz go umiejętnie w myślach. Na koncercie liczą się emocje, które tak mocno zapamiętuję, że towarzyszą mi jeszcze przez długi długi czas. Dlatego też podarowałam mojej siostrze możliwość pójścia na koncert Rihanny. Mam nadzieję, że poczuje, że warto zbierać pieniądze na bilety, żeby potem móc zbierać wspomnienia.

Zaczynałam pisać tego posta z myślą, że ludzie w Brazylii są dziwni, bo odwiedzają mojego bloga. Tak jak ludzie z Francji, którzy na potęgę "czytali" co myślę o Open'erze. O, już w następną środę ma być podany cały line-up. Jestem ciekawa od jakich muzycznych wrażeń zacznie się moje lato. Szkoda tylko, że nie mam nikogo, kto chciałby ze mną pójść, mój plan diabli wzięli. Może następnym razem opowiem Wam o moich planach na wakacje i o tym, jak bardzo chciałabym, żeby mi się spełniły!

czwartek, 30 maja 2013

(wyjątkowo) nie o muzyce



Jak to nie o muzyce? A tak to! Dzisiaj jest mój dzień i dzisiaj będzie o mnie. Nie wiem czy to sprawka słońca czy wczorajszej maseczki antystresowej, ale dzisiaj obiecałam sobie, że się nigdzie nie spieszę, ani nie denerwuję. Wyszło mi? Tak mi się wydaje :)

Nie będzie dzisiaj nic o muzyce, bo ostatnio słucham tylko radia, co nie jest jakąś wyszukaną muzyką, chociaż wpadła mi w ucho jedna piosenka. Fajnie jest się cieszyć. Wiecie, że podobno prawdziwy uśmiech to taki, kiedy dostajesz od niego zmarszczek?   A ja się martwię, że w wieku 20 lat już mi je widać, ale to tylko dlatego, że dużo się śmieję! A propos uśmiechu -  to temat miesiąca w czerwcowym Zwierciadle! Pierwszy raz się skusiłam na to czasopismo, może ze względu na to przenikliwe spojrzenie Macieja Stuhra (wiecie, że młody Stuhr nie jest już taki młody? Ma prawie 40 lat!). Bo dzisiaj miałam czas nawet poczytać   :-)))
Dzisiaj rano podbudowałam swoją motywację do walki o super ciało tym, że porównałam zdjęcia zrobione w odstępie 2 tygodni!!! Tyle potu, tyle wypitych litrów wody i "tylko" kilka straconych centymetrów, które cieszą niczym prezent pod choinką :) Postanowiłam sobie, że osiągnę coś, co wydawało się nieosiągalne, że spełnię swoje marzenie o byciu szczupłą :) Może już w sierpniu/wrześniu, kto wie? Oby nie zabrakło sił i motywacji!

Jakoś mi ten dzień połączył się w harmonijną całość. Natknęłam się dzisiaj na trzy procesje, jedna z nich zmusiła mnie do krótkiego spaceru, bo mój autobus nie mógł dojechać do swojego celu ;-) Mimo tego, że nie jestem zagorzałą katoliczką ani w ogóle nie interesuję się sprawami wiary, to miło się słuchało muzyki granej przez orkiestry, które towarzyszyły niektórym przemarszom.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że nie ma dzisiaj nic o muzyce, ale już niedługo obiecuję relację z koncertu Hugh Lauriego - to już za tydzień!

wtorek, 21 maja 2013

muzyka filmowa


W minionym tygodniu miałam dwie okazje, aby napawać się muzyką filmową. Raz na filmie, raz na koncercie muzyki filmowej w Ergo Arenie, na który poszłam przy okazji Dnia Matki nie mojej mamy :)

Zacznijmy w kolejności chronologicznej  W czwartek udałam się na darmowy przedpremierowy pokaz filmu Wielki Gatsby. Polecam gorąco! Nie chcę rzucać tutaj żadnymi kąskami z fabuły, więc skupię się na muzyce, która od razu przykuła moją uwagę. Zresztą od jakiegoś czasu wiadomo było, że na liście wykonawców pojawią się takie nazwy jak The XX, Florence and The Machine czy Lana Del Rey. A propos Lany Del Rey spodobał mi się bardzo jeden kwejk mówiący "Koncert Lany Del Rey? Wolę Ursynalia" :D Dobra, dobra, wracam już do tematu. Bardzo rozbawiło mnie połączenie muzyki z filmem, bo sama muzyka nie robi takiego wrażenia. Poważne damy i panowie we frakach, martini, szampan, wielka willa, prawie, że pałac i do tego muzyka jak z dobrej imprezy eSGieHowców :D W trailerze można usłyszeć A Little Party Never Killed Nobody, które, nie powiem, przypadło mi do gustu. Ogólnie, to polecam Wam obejrzeć, na pewno rzuci Wam się w uszy ta muzyka, nawet jeśli bardzo mocno wciągnięcie się w film.

W sobotę pojechaliśmy na niespodziankowy koncert muzyki filmowej, którego głównym tematem była muzyka Johna Williamsa. Jeśli nie mówi Wam nic to nazwisko, to na pewno rozpoznacie tytuły filmów, do który pisał muzykę: Gwiezdne Wojny, Szczęki, Lista Schindlera i E.T. Oprócz tego, grane były także kompozycje osób, które zostały zainspirowane Williamsem, więc dane było nam usłyszeć muzykę do Forresta Gumpa czy Titanica. Na tym ostatnim z moich oczu poleciały łzy. Chyba z wiekiem zaczynam więcej rzeczy rozumieć i po prostu widząc sceny, gdzie ludzie są na chwilę przed śmiercią, mając w głowie to, że stało się to naprawdę, nie mogłam ich powstrzymać. W międzyczasie dźwięki orkiestry zostały w pewnym stopniu zagłuszone przez ulewę, która przeszła wtedy nad Trójmiastem.

I tak mija tydzień za tygodniem. Zaraz sesja. Ale jeszcze przed nią, w tym tygodniu, pójdę się trochę nacieszyć juwenaliami. Szkoda, że nie tymi, które były organizowane dla studentów mojej uczelni. W końcu pójdę na koncert Myslovitz!

środa, 15 maja 2013

o gotowaniu i dobrym samopoczuciu


Dzisiaj tematyka totalnie odbiegająca od bloga, ale bardzo chcę się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi za złe, ale chodzi mi to po głowie już od dwóch dni!

Od dwóch dni, bo właśnie dwa dni temu obejrzałam film "Julie i Julia". Jak łatwo się domyślić, są to imiona dwóch głównych bohaterek. Jedna z nich to Julia Child, autorka książki "Francuska sztuka gotowania" napisana z myślą o amerykańskich kobietach, które nie mają służących. Stajemy się obserwatorami jej życia od czasu, gdy Julia wraz z mężem przeprowadzają się do Paryża, ona odkrywa w sobie pasję do gotowania i zostaje zaproszona do współtworzenia książki. W między czasie poznajemy Julię Powell, która w 2002 roku rozpoczęła swój The Julie/Julia Project. Najpierw pisała bloga, na którym opisywała jak sobie radzi z przepisami z książki Julii Child (którą uważała za swoją idolkę). Zdobyła dużą popularność, powstała na tej podstawie książka i puf - mamy także film.
Wstęp za nami. Oglądając ten film moje serce zabiło szybciej, bo już niedługo może się okazać, że będę w posiadaniu swojej pierwszej kuchni! Tata nawet obiecał mi przekazać swój kawalerski garnek, podobno najlepszy do gotowania parówek. Moja wyobraźnia zaszalała - wyobrażałam sobie, że dokupuję nowe sprzęty, książki, zapraszam przyjaciół na degustacje swoich przysmaków i małe przyjęcie. Że w powietrzu będą unosić się zapachy mięsa, warzyw, wina a także będzie słychać muzykę. Że będę mogła śpiewać i tańczyć w kuchni. O rany, tak!!! Już nie mogę się doczekać tego dnia :-)

Jest jeszcze jedna kwestia, którą chciałabym poruszyć. Tak jak wspomniałam 2 tygodnie temu zajęłam się spoglądaniem uważniej na siebie, na swoje ciało i wgłąb swojej duszy i umysłu. Jakkolwiek poprawianie swojego charakteru idzie mi fatalnie, tak moje ciało wygląda coraz lepiej. Dzisiaj ukończyłam swój 10 trening z Ewą Chodakowską. Jeśli jesteś zagubiony/zagubiona w sobie, chcesz odmiany nie tylko swojego ciała, ale tak naprawdę życia, spróbuj programów Ewy Chodakowskiej. Ja w międzyczasie, gdy mam spadek motywacji, wchodzę na jej fanpage'a na Facebooku, aby naładować swoje baterie pozytywną energią. Ja trenuję z programem potocznie nazywanym Skalpelem. Także, jeśli Ty też chcesz coś zmienić tej wiosny, to do roboty! :)

Na koniec, żeby nie było, trochę muzyki. Klasycznej, bo to jej słucham cały dzień dzisiaj. Wczoraj miałam okropny ból głowy i nie nawet poszłam wieczorem na grilla z moją grupą. Muszę trochę ukoić zmysły. Na pewno przypomni Wam się Wasza studniówka, mam nadzieję, że była to niezapomniana noc. Bo moja była! :)

sobota, 11 maja 2013

kocham soboty


Ktoś mi niedawno wypomniał, że moja wydajność "blogowa" spadła znacząco w porównaniu do zeszłego roku. Trudno ukryć, że to prawda. Nie martwię się, cieszę się z tego, że nie zrezygnowałam. Cieszę się także z tego, że udaje mi się regularnie ćwiczyć i już widzę pierwsze efekty - nie ma nic bardziej uskrzydlającego niż kilka cm mniej przed latem! :) Będę mogła włożyć mniejszą kamizelkę na budowie :P

Dzisiejszy dzień obfitował w Get Lucky, które trafia do coraz większego grona odbiorców, już prawie 20 mln wyświetleń na YT. Dobrze słyszeć Daft Punk w dobrej formie i widzieć w innej kolorystyce. Ja mam mocno zakodowane w pamięci te kosmiczne niebieskie teledyski :) Zapowiada się dobrze, całokształt będzie do usłyszenia już niedługo, bo 20 maja. A ja dzisiaj zaopatrzyłam się w inną płytę. W płytę, którą chcę dobrze poznać przed czerwcowym koncertem. W poniedziałek pojawiła się na rynku Didn't It Rain Hugh Lauriego. Uśmiechnęłam się do tego tytułu, bo z punktu widzenia Anglika, może się wydawać trochę humorystyczny. Zresztą wiadome jest, że Hugh Laurie zaczynał od grania w komedii. Płyta, przynajmniej w części, wydaje mi się taka.. hm... w rytmie tanga. Coś ostatnio tęsknię za tańcem towarzyskim, niesie w sobie tak dużo zmęczenia i tak dużo radości. No ale wracając do tematu, na płycie pojawia się także damski głos, zastanawiałam się zresztą czy pani wokalistka ma chociaż trochę ciemniejszą karnację. Nie wiem jak można coś takiego oceniać po głosie, ale podobno Afroamerykanie mają trochę inną barwę i styl śpiewania. I bingo, trafiłam! W połowie, bo na płycie śpiewa jeszcze jedna pani, tym razem już biała. Przesłuchałam dziś kilka razy i nie mogę się doczekać wykonania na żywo. I tego, żeby znaleźć jakąś piękną sukienkę na tę okazję!

Puff i sobota się skończyła. To jest taki magiczny dzień, bo można sobie zaplanować najpierw obowiązki, naukę, a potem zakończyć to wszystko jakimś miłym akcentem. Lubię mieć kontrolę nad tym co robię, planować i kończyć swój plan, takie schorzenie widzicie. Czasem zabija spontaniczność :P Mam nadzieję, że nie wykazałam się dzisiaj rasizmem i wszystko jest napisane w sposób politycznie poprawny.

PS Hihihihi, właśnie powiedziałam siostrze, że pójdzie za mnie na koncert Rihanny :D Reakcja? Jak na 16-latkę przystało "OMG, LOVE MAX" hahahahaha :D