środa, 5 sierpnia 2015

#USA: jak mi się pracuje?


Cześć!

Dzisiaj trochę o moim miejscu pracy, czyli Pavilion Park :-)

Jak pewnie wiecie z poprzednich wpisów pracuję w parku rozrywki na stanowisku ride operator. Ale, ale... To nie tak miało być! Właśnie. Przyszłam do pracy pierwszego dnia i okazało się, że rzeczywistość a kontrakt różnią się od siebie. Po pierwsze, inne stanowisko - miałam sprzedawać bilety; po drugie, inna stawka godzinowa - na szczęście na plus; po trzecie, dostaliśmy tylko jedną koszulkę pracowniczą, a nie dwie. Przyznam szczerze, że po tych trzech miesiącach kolor pomarańczowy będzie przeze mnie znienawidzony!

Tak wyglądamy w pracy. Zdjęcie zrobione podczas czekania na to, aż przestanie padać ;-)
Nie wiedziałam przed przyjazdem tutaj, że oprócz koszulki zapewnionej przez pracodawcę na nasz uniform składają się też spodenki w kolorze khaki. Na szczęście właśnie takie były moimi ulubionymi. Były, bo jak zaczęłam w nich chodzić codziennie to miałam ich dosyć. Zresztą musiałam sobie kupić niedawno drugie, bo tamte się praktycznie rozpadły ze starości ;-)

Pewnie pamiętacie mój wpis o day off, w którym narzekałam na zbyt małą liczbę godzin i zbyt dużo dni wolnych. Na szczęście ulgowe traktowanie przez szefostwo skończyło się po otrzymaniu pierwszego paychecku i zaczęłam pracować około 50 godzin tygodniowo z jednym dniem wolnym. Mój grafik wygląda następująco: w poniedziałki, czwartki i niedziele pracuje double shift, czyli około 11 godzin; w środy, piątki i soboty pracuje tylko night shift, czyli około 5 godzin. Wtorek jest moim dniem wolnym. Nie narzekam, bardzo mi to odpowiada - pieniądze jakieś z tego są, a też czas dla siebie i znajomych też się znajdzie. Bo równowaga w życiu jest najważniejsza :-)

Cliff Hanger - od niego zaczynam swój tydzień pracy w poniedziałkowe "poranki" ;-)
Grafik mam na tyle różnorodny, że połowę czasu spędzam na tzw. kiddie rides - są to ridy dla maluchów i dzieci, czyli Motorcycles, Wet Boats, Little Pirate i Carousel, a czasami też Tea Cups. Typowe dla pracy na nich jest to, że trzeba znosić rodziców oblegających barierki, robiących zdjęcia i krzyczących Use the horn! Push the button! Spin the wheel! Ring the bell! Trzeba też czasami pomóc dzieciom wejść lub zejść z ridu, a sami wiecie, że dzieci w USA mogą być... hmmm... sporych rozmiarów. Zdarza się, że dzieci płaczą i trzeba zatrzymać ride, albo rodzice zadają pytania typu Are they safe? Are you responsible for them? Dzieci są też bardzo podekscytowane tym, że zaraz będą miały okazję przeżyć "przygodę swojego życia" i próbują mnie staranować, gdy otwieram bramkę, aby zeskanować ich bilety. Heh, prawie bym zapomniała o najważniejszym. Znienawidzone słowo lata to... AGAIN. Gdyby nie rodzice i fakt, że jednak musimy zamknąć park na noc, niektóre dzieci w ogóle by nie poszły spać. Szczególnie zdarza mi się to, gdy pracuję na Motorcycles.


                                                        East Park - to tutaj spędzam większość czasu

Drugą połowę spędzam na ridach dla wszystkich. Trzeba uważać, aby dokładnie sprawdzać wzrost przed wpuszczeniem na ride. Tutaj może zdarzyć się, że ktoś jest za niski, czyli głównie będą to dzieci, i po usłyszeniu tych druzgoczących wieści zacznie się płacz i histeria. Rodzice też mogą być wtedy bardzo niemili i można usłyszeć kilka przekleństw w swoją stronę. Ale ja jestem twarda i nic sobie z tego nie robię, zresztą nie zdarza się mi to bardzo często. Podkreśliłam "mi", bo inni nie mają tyle szczęścia. Przed startem trzeba upewnić się, że uczestnicy nie mają na sobie żadnych luźnych obiektów, czyli najczęściej będą to torebki, klapki, okulary przeciwsłoneczne itp. Może zdarzyć się, że ktoś jest za gruby i nie można go odpowiednio zabezpieczyć :P No i oczywiście ludziom robi się niedobrze i czasami trzeba po kimś posprzątać...  W ostatni poniedziałek taki widok nie wywołał u mnie ruchu wymiotnego, także chyba się uodporniłam.

                                                 Central Park - najatrakcyjniejsza część naszego parku

Moi współpracownicy są z różnych zakątków świata: z Ukrainy, Słowacji, Czech, ale też z Kazachstanu, Algierii czy Ekwadoru. I z USA oczywiście :-) Jeśli czegoś nie lubię w mojej pracy, to tego, że głównie pracuję sama. Na day shift na prawie wszystkie ridy przydzielona jest tylko jedna osoba, ponieważ nie ma takiego dużego ruchu. Na kiddie rides też pracuje tylko jedna osoba, nie ma potrzeby na dwie. Także bibliotekę odwiedzam regularnie i umilam sobie czas czytaniem książek ;-)

Z Jasmine :-)
Jeśli chodzi o management to uczucia mam różne. Niektórych lubię, do niektórych mam stosunek obojętny, a niektórzy nie wykonują swojej pracy tak jak powinni. Do kategorii "lubię" należą Jeff i Johnathan. Jeff ma chyba 26 lat i jest mega wyluzowany. Ma bardzo dobry kontakt ze wszystkimi pracownikami, można z nim pożartować i spędzić świetnie czas. Ale też bardzo dobrze wykonuje swoją pracę - zawsze jest w zasięgu wzroku, sprawdza czy niczego nam nie potrzeba i najszybciej puszcza nas do domu :D

                                                                  Jeff suszący buty pracownikom po burzy

Johnathan jest głównym menadżerem w naszym parku, ale nie jest to jedyny park którym się zajmuje. Jest też głównym mechanikiem i umie naprawić wszystko. Prawdą jest, że jest mega zajętym człowiekiem. Mimo to, znajduje chwilę, aby poznać ludzi, którzy dla niego pracują. Ja na niego mówię "happy puppy". Nie umiem się na niego gniewać, naprawdę. DJ pracuje dla niego już chyba 3 lub 4 rok, więc ma w sobie coś, co trzyma ludzi przy nim. Zawsze gdy go spotykam, to od razu się uśmiecham; często żartujemy lub się wygłupiamy :-)

Tego dnia park zamknęliśmy 1,5 godziny wcześniej z powodu deszczu. Jak widać na zdjęciach, gdy drzwi się zamykają nie oznacza to, że nic się nie dzieje ;-)
Jak widzicie praca jest różnorodna, codziennie jest mnóstwo rzeczy do opowiedzenia. Dla mnie najważniejsze było, abym pracowała z ludźmi; żałuję tylko, że częściej nie jestem na ridach, gdzie pracuje się w parach. Wiadomo, są rzeczy, które mnie wkurzają, ale nie ma sensu o nich pisać :-) Nie po to tu jestem, swoją energię przeznaczam na spędzaniu każdej chwili najlepiej jak się da :-)

O matko, ale wyszedł mi esej! Kto doczytał do końca? :P