czwartek, 24 maja 2012

lubię być w błędzie


Mimo tego, że nie ma żadnych racjonalnych powodów ku temu, dziś mam smutny dzień. A to właśnie dziś skończyłam II semestr swoich studiów, od zaczyna się oficjalnie jutra sesja i 3 egzaminy do napisania (czy do zdania - to się okaże później). Wydaje się, że powinnam się cieszyć - na końcu tunelu już wyraźnie widać światełko, jakim są wakacje. Na 7.15 miałam dziś zaliczenie z ekonomii, tak wczesna godzina oznaczała dla mnie baaardzo wczesne wstawanie, na jakie raczej nie szarpię się z byle powodów. Wyszłam z domu, zaczerpnęłam rześkiego powietrza, pozwoliłam porannemu słońcu troszkę się ogrzać i założyłam słuchawki na uszy. Posłuchałam przez chwilę poprzedniej płyty Bombay Bicycle Club, którą następnie zmieniłam na... No właśnie. Na U2.

Składanka The Best Of chwilę musiała poczekać na to, żebym miała czas jej posłuchać. Nigdy wcześniej nie  pociągał mnie ten zespół swoją twórczością, którą znałam pobieżnie z radia. Pewnego dnia przeglądając swój folder z muzyką ze znudzeniem zdecydowałam się na poszerzenie trochę swoich horyzontów i pozbycie się uprzedzeń. Plan wykonany w 100%. Nie mogę się oderwać od składanki z lat 2000 - 2010, a co dopiero będzie, gdy dorwę się do wcześniejszych lat (wychodzę z założenia, że wcześniej muzyka była ciut lepsza jakościowo). Wracamy do mojego dzisiejszego bardzo wczesnego poranka. Wybieram na oślep piosenkę i klikam play, słyszę znane mi dźwięki I'll Go Crazy If I Don't Go Crazy Tonight. Wydało mi się trochę zbyt wesołe, zrobiłam małe zamieszanie (tak, tak, ekrany dotykowe) i ciach - One Love nagrane z Mary J. Blige. Brzmi jakby było to piosenka Mary J. Blige z gościnnym występem U2 :) Niektórzy mówią, że oryginał lepszy, ale jakoś to wykonanie przypadło mi do gustu. Nawet bardzo, prawdę powiedziawszy. Towarzyszy mi ono dzisiaj przez cały mój smutny dzień. Całkowicie odwrotną opinię mam o Vertigo, które drażni mnie od momentu, gdy słyszę wyliczanie w języku hiszpańskim.

Myślę, że U2 powoli rozgaszcza się na mojej playliście "Najczęściej słuchanych". Cieszę się, że udało mi się przełamać kolejny głupi stereotyp. Nie wiem dlaczego, ale czasem po prostu tak mam. Właśnie u mnie leci The Ballad of Ronnie Drew (Ronnie Drew był irlandzkim piosenkarzem folkowym, a piosenka została nagrana przez znanych irlandzkich artystów, m.in. U2, aby wspomóc Ronniego w chorobie). Refren chwyta mnie za serce i od razu przypomina mi się Hallelujah. Tym melancholijnym akcentem zakańczam ten post, życzę Wam wszystkim pogodnych dni, a nawet jeśli nie są takie, to żebyście umieli znaleźć lekarstwo na smutki. Ja znalazłam (a raczej lekarstwo znalazło mnie) i od razu było lepiej! :)

niedziela, 13 maja 2012

wszyscy je znamy, ale...


Muzyka klasyczna. Coś tam niby było w gimnazjum na temat Vivaldiego, Bacha, Mozarta itd. Przez słowo "coś" mam na myśli datę i miejsce urodzenia, ścieżkę do światowej kariery, puszczony albo i nie jeden, najbardziej znany, utwór z magnetofonu w klasie, którego nikt tak naprawdę nie słuchał. To tyle co wynosimy ze szkoły na ten temat. W najbardziej popularnych stacjach radiowych na pewno nie usłyszymy takiej muzyki, a zachęcić samego siebie także jest trudno. A bo to trzeba iść do opery albo filharmonii, a to nudne, a to bla bla bla. O wiele łatwiej słuchać innych rzeczy. Mimo tych wszelkich przeciwności, jest kilka motywów, które umiemy zanucić, które znamy bardzo dobrze, najczęściej z reklam lub bajek (chociażby Tom & Jerry). Jednakże zapytani potem u tytuł lub wykonawcę, nie umiemy odpowiedzieć. Mówię "my", bo jestem przekonana, że nie tylko ja jestem jak dziecko we mgle, jeśli chodzi o muzykę klasyczną.

Stąd też pomysł, aby wspólnie się trochę podszkolić w tym zakresie. Zacznijmy od Mozarta (instrumenty klawiszowe, 1756 - 1791). Na początek Sonata no. 11 (znana także pod nazwą Marsz Turecki) oraz najbardziej znana jego kompozycja, tzw. Mały Nokturn. Czas na Chopina i coś co bardzo dobrze znam z czasów szkolnych, ale to za sprawą mojego kolegi (który nawet próbował nauczyć mnie tego początku, haha). To coś to oczywiście Marsz Pogrzebowy. A teraz utwory z konkretnej opery, mam na myśli Carmen - Habanera (wersja bez wokalu dla bardziej obiektywnej oceny) oraz Les Toreadors. Najbardziej znany motyw filmowy ma swoje początki w utworze Wagnera (1813-1883) The Ride of the Valkyries. A to znamy z reklamy sieci sklepów Alma, która jest emitowana w stacji TVN - Flower Duet. Wokół tytułu tego utworu krążą plotki, że może nie być prawdziwy, jednak jedno jest pewne - Beethoven (1770-1827) na pewno włożył w niego swoje serce. Mowa o Dla Elizy (Für Elise). W przypadku Sonaty Księżycowej, wiadomo, że została skomponowana dla ówczesnej narzeczonej kompozytora, Giulietty Guicciardi. Na koniec nie można oczywiście zapomnieć wspomnieć o V symfonii

Z racji braku wiedzy teoretycznej, a właściwie jakiejkolwiek wiedzy, mam nadzieję, że dzisiejszy tekst, pisany od laika dla laika, był jak najbardziej przystępny. Utworów, które na pewno znamy jest o wiele, wiele więcej i nie udało mi się ich wszystkich dzisiaj Wam przedstawić. Myślę, że temat powróci (chociażby dlatego, że przez całe lato, będę wysłuchiwać wersji niektórych tych utworów granych na akordeonie lub cymbałkach) i znów będzie okazja aby zatonąć w dźwiękach fortepianu, skrzypiec, wiolonczeli i innych instrumentów.

niedziela, 6 maja 2012

and I'm feeling good!


W ten deszczowy, majowy dzień napiszę o piosence, która doczekała się wielu, wielu coverów (według Wikipedii 24). Powstała w roku 1965 roku na potrzeby musicalu pt. The Roar of the Greasepaint - The Smell of the Crowd. Została napisana przez artystów Anthony'ego Newleya i Lesliego Bricusse'a.

Wpisując hasło "feeling good" do wyszukiwarki YouTube pierwszym wynikiem jest wykon Michaela Bublé. Utwór jak najbardziej utrzymany w konwencji jazzowej, można usłyszeć głęboki dźwięk kontrabasu i wyraźną sekcję dętą. Tydzień temu zagościł na gdańsko-sopockiej Ergo Arenie, gdzie dał znakomity koncert. 
Drugi wynik jest moim ulubionym coverem tej piosenki, zapewne dlatego, że bardzo lubię ogółem ten zespół. Mowa o wykonaniu Muse - bardzo mrocznym i rockowym. Teledysk przypomina trochę horror, wszędzie czerwona, krwista barwa i zniekształcone twarze. Lubię jak utwór się rozkręca, najpierw od dźwięków keyboardu, żeby zaraz potem dołączyła perkusja i gitary ukazując ostrzejsze oblicze. Nie zapominam oczywiście o samym głosie Matthew Bellamy'ego :)
Następnie YouTube zaproponował mi wykonanie Niny Simone i bardzo słusznie. Zostało nagrane w roku powstania samej piosenki i często jest uznawane za oryginalne. Jest ono też najbardziej znane spośród tych wielu coverów, o których wspomniałam (ponad 14 milionów odtworzeń utworu z tylko jednego linku).

Na tym zakończę, ponieważ są to trzy najbardziej znane wykonania, jednakże zaciekawionych zachęcam do dalszych poszukiwań. Wypada jeszcze podać link do wykonania oryginalnego przez Gilberta Price'a. Mam nadzieję, że mimo niesprzyjającej aury czujecie się dobrze i spędzicie ostatni dzień bardzo długiego majowego weekendu efektywnie :)