niedziela, 29 czerwca 2014

wrażenia po OWF


Wiem, że to co zrobiłam jest niedopuszczalne, gdy prowadzi się bloga o muzyce! Pojechałam, przeżyłam koncert, a na blogu nic. Przepraszam Was z całego serca, ale po powrocie do Gdańska wpadłam w sesyjny wir i był to najgorszy wir w jakim byłam w trakcie moich 3-letnich studiów. Wybaczcie.

Mimo wszystko, mam nadzieję, że ktoś się skusi na przeczytanie jak to wszystko wyglądało z mojej strony :-)


Pogoda w trakcie Orange Warsaw Festival w Warszawie była co najmniej dziwna. W jednej chwili było słonecznie, a w drugiej rozlegał się huk grzmotu i lało. No ale dobra, co mi tam. Na Stadion Narodowy przyszłam około 19, chciałam przed koncertami przejść się po miasteczku festiwalowym i zobaczyć czy dzieje się coś ciekawego.  A w takich miejscach zawsze się dzieje :-)

Od razu usłyszałam koncert Sorry Boys na scenie na zewnątrz stadionu, więc poszłam sprawdzić co i jak z bliska. I tutaj przyda się to, że wcześniej wspomniałam o pogodzie. Dookoła tej sceny wyłożone były maty, które, po nadepnięciu na nie, zapadały się i wydobywała się z pod nich woda. Także trochę słabo. Chwilę postałam pod sceną, niespecjalnie zainteresowałam się koncertem i poszłam zobaczyć co dobrego dają w food truckach. Nie byłam specjalnie głodna, więc ustawiłam się w kolejce po świeże owoce w czekoladzie i wybrałam banana w czekoladzie mlecznej posypanego orzechami. Pychota, mówię Wam. Zawsze idę zjeść takie cudo na Open'erze :-)

Szybko minął mi czas między tymi namiotami i budkami, więc zaraz wybiła godzina, na którą byłam umówiona z moimi towarzyszami tego wieczoru. Chcąc być blisko sceny w trakcie Florence and The Machine poszliśmy na płytę Stadionu, tym samym tracąc koncert Hurts. No nic, może innym razem. Trochę byłam przerażona tym, że najbliższe 4 do 5 godzin spędzę stojąc na baczność, ale nie było tak źle.


Przed Florence and The Machine występowali The Kooks i cieszyłam się na ten koncert. Nawet trzymając w ręku kubek z Coca Colą udało mi się lekko podrygiwać, a częściej raczej bujać do ich piosenek. Frontman zespołu, Luke Pritchard, przypominał mi z wyglądu naszego polskiego artystę - Dawida Podsiadło :-) Wydaje mi się, że setlista powinna była zostać lepiej przemyślana, bo gdy tylko człowiek poczuł rytm do tańca, to zaraz była zmiana repertuaru na bardziej melancholijny... A może The Kooks po prostu tacy są? Jako support na pewno dobrze się spisali, ale chyba wolę ich słuchać w domu ;-)


Przed koncertem Florence publiczność dosłownie zachowywała się jak dzicz. Wszyscy parli do przodu, ciężko było utrzymać swoje miejsce. Bałam się takiego ścisku, bo już raz zemdlałam na koncercie. Na szczęście fanami Florence są małe dziewczynki z wiankami większymi od ich głowy i dałam radę. Ale dla innej dziewczyny nie skończyło się to tak dobrze i została wyniesiona przez 3 chłopaków.

Koncert Florence był magią. Wyglądała pięknie w tej kwiecistej sukience, na scenie poruszała się z wielką gracją. Widać było po niej, że jest wzruszona niespodziankami od fanów :-) Bardzo podobały mi się te wianki, brokat i różne kartki, chociaż sama nie byłam aż tak przygotowana do tego koncertu. Usłyszeć jej głos na żywo i utwierdzić w przekonaniu, że jest świetną wokalistką, a nie zawieść - największy dar dla fana. Florence nawiązała świetny kontakt z publicznością, zachęcała do skakania, podnoszenia ludzi na ramiona, śpiewania. To wszystko złożyło się na tak świetny występ, że nie mogę uwierzyć, że przeżyłam coś tak pięknego. Zapomniałam o wszystkich problemach i stałam się dziwnie lekka, więc tylko skakałam, skakałam i skakałam. Oczywiście głos zdarłam również :-) Niezapomniene wrażenia i emocje, wielka energia - wróciłam po koncercie jeszcze bardziej rozbudzona!

Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję zobaczyć Florence na żywo, nie wahajcie się. Ja na pewno chcę się wybrać drugi raz. Pomysł na wyjazd przed samą sesją okazał się świetny, naładowałam akumulatory pozytywną energią i oczyściłam głowę przed długimi nocami nauki.

Wow, ale wyszło długo! Na blogu znowu zmiany :-) Przydałyby mi się jakieś umiejętności photoshopowania, żeby sobie sprawić jakieś fajne logo... Chociaż nie wiem czy te widoki dynamiczne są skłonne aż do takich zmian ;-)