wtorek, 20 sierpnia 2013

Study Music Project


Cześć! Dzisiaj chciałabym polecić coś co odkryłam bardzo niedawno (dwa dni temu?). Niestety sesja po IV semestrze nie poszła mi tak dobrze jak ta po III i zostało mi jeszcze kilka rzeczy do zdania w bardzo szybko nadchodzącym wrześniu. Oto jak sobie pomagam w osiągnięciu swojego celu i zdania na następny semestr studiów :-)

piątek, 16 sierpnia 2013

nie tylko od święta



O cholercia, ale to lato pędzi. Jeszcze niedawno zaczynał się Jarmark Dominikański i mówiłam sobie, że chociaż raz przejdę się uliczkami Starego Miasta, żeby pozaglądać do tych dziwnych stoisk. I co? Dzisiaj na szybcika przebiegłam się po Targu Rybnym i Piwnej i... tyle z tego było. Pora też już taka, że nie dało rady popatrzeć. Nieświadoma pozostałam do dzisiaj jak długo minęło od ostatniej mojej wizyty tutaj.


niedziela, 4 sierpnia 2013

jeszcze kilka ostatnich słów o tym samym


Już naprawdę ostatnich. Chciałabym podsumować w kilku słowach moje przeżycia i wspomnienia z festiwalu Heineken Open'er Festival 2013.

środa, 24 lipca 2013

HOF 2013 - dzień czwarty


Coś mi długo schodzi relacja z tego festiwalu :) Jednak wakacje mają w sobie wiele nieodpartych uroków, z których chce się skorzystać po ciężkim roku akademickim. Już zabieram się do pisania! Dzień czwarty - oficjalne zakończenie festiwalu, także musiało być głośno i z rozmachem. Dlatego też line-up przewidywał na ten dzień największą (jak dla mnie) gwiazdę tego festiwalu - Kings of Leon! Ostatnio grali u nas w 2009, także przez te 4 lata zdążyliśmy się stęsknić.

wtorek, 16 lipca 2013

HOF 2013 - dzień trzeci


Dzień trzeci - najbardziej leniwy pod względem koncertów. Zaplanowałam obejrzenie tylko dwóch - Skunk Anansie i The National. Tego dnia razem z Maćkiem zwiedzaliśmy inne atrakcje, które oferował nam Open'er.

czwartek, 11 lipca 2013

HOF 2013 - dzień drugi


Drugi dzień - dzień deszczowy. Największa burza złapała nas na szczęście w Gdyni Głównej, a potem już jakoś ominęło festiwalowy teren i nie moczyło nas już tak bardzo.

poniedziałek, 8 lipca 2013

HOF 2013 - dzień pierwszy


Łoooo, ale minęło szybko! Bardzo się cieszę, że zaryzykowałam (prawie) w ciemno i kupiłam swój bilet jeszcze w przedsprzedaży. Bilet na opaskę wymieniłam już we wtorek, aby potem nie stać w kolejkach nigdzie. Potem już na samym festiwalu i tak odstałam swoje ;-)

środa, 12 czerwca 2013

koncert: Hugh Laurie


Nadszedł wieczór 6 czerwca i udałam się pod Salę Kongresową. W brzuchu lekkie motyle związane z wyczekiwaniem na koncert. A było gdzie wyczekiwać. Przed wejściami ustawiły się dwie, długie niczym w czasach PRL, kolejki. Nie zdziwiłam się zatem, że koncert opóźnił się około 20 minut. Publiczność zaczęła się niecierpliwić i "wyklaskała" Lauriego na scenę. A raczej na początek The Copper Bottom Band, do którego Hugh dołączył, dosłownie, tanecznym krokiem i nie zważając na publiczność, której emocje wzrosły na sam jego widok, leniwie podszedł do mikrofonu

Laurie był fantastyczny, bardzo mocno od początku zintegrował się z publicznością i naprawdę poczułam, że on, jako artysta, wie po co jest na scenie. Przed każdym utworem najpierw był krótki wstęp (Again, it is very old song ;-)), wokalu użyczyły oprócz Hugh dwie panie. Jedna z nich nie miała szyi, a druga miała śliczną czerwoną sukienkę, a ze swoim głosem robiła co chciała. Polecam posłuchania Kiss of Fire, w której można ją usłyszeć. Gdy pisałam o tej płycie wspomniałam, że klimat tej piosenki zachęca do tańca tanga. I tak! Na scenie zostało odtańczone tango, może nie profesjonalnie, ale na pewno ku uciesze wszystkich zebranych. A pani wokalistka okazała się mieć białą karnację :)

Czym byłam najbardziej zaskoczona? Oczywiście nie tym, że koncert zagrany był wzorowo. Obok mnie siedziała pewna osoba, która jest bardzo na takie sprawy wyczulona, a z koncertu wyszła zachwycona profesjonalizmem zespołu i Hugh. Wracając, nie spodziewałam się po ludziach, którzy przyszli w garniturach i pięknych sukienkach takiego szaleństwa pod sceną. Rzucania kwiatami, misiami, kartek z napisem "Thank U". Naprawdę! Lubię mylić się co do ludzi :) Żałowałam tylko, że nie usłyszałam wykonania na żywo Unchain My Heart.

Piszę do Was te słowa zasłuchując się w moim ostatnim odkryciu - zespole Bastille. Nie wiem jak natrafiłam na piosenkę Of The Night na YouTubie, ale od tamtej pory słucham ich ciągle - i przy robieniu projektów i przy myciu okien :) Do znudzenia!

niedziela, 2 czerwca 2013

dzień dziecka


Zdjęcie przedstawia mnie po zabawach z moją 2,5-letnią siostrą Julą. Kredki to twarzy to był idealny pomysł na uatrakcyjnienie tego dnia. Fajnie mieć takiego malucha w rodzinie, bo o mnie jako o dziecku nikt już nie pamięta, nawet mama nie zadzwoniła :(

No tak, ale do Juli przyjechałam dopiero popołudniu. Mój wczorajszy dzień zaczął się bardzo wcześnie (jak na sobotę), bo już od 6.14 (dziękuję Asiu za pobudkę minutę przed budzikiem! :P). Za oknem nic nie wskazywało na to, że ten dzień jednak ma szansę się udać. Wyszłyśmy z Asią na przystanek - padało. Ech :( Ale wraz z kolejnymi minutami, przystankami autobusu, a potem skmki uśmiechy na naszych twarzach rosły. W Sopocie już nie padało, a niebo się przejaśniało. Jedna myśl chyba przed jeszcze długi czas będzie mi przychodzić do głowy, gdy przyjeżdżam do Sopotu: fajnie tam być, gdy nie idzie się do pracy :) Na szczęście nie trudno było znaleźć nasze miejsce docelowe, na plaży obok molo była już spora grupka osób (nie mówię kobiet, bo mężczyźni też byli!). Jednak najbardziej w oczy rzucała się kolorowa i SZEROKO UŚMIECHNIĘTA drobna postać - Ewa! Zero bariery między nią a nami, podchodziła, zagadywała, dzielnie rozdawała autografy, stawała do zdjęć i dla każdego miała miłe słowo. My byłyśmy zachwycone, że mogłyśmy ją zobaczyć, a ona, że tyle nas przyszło :) Ekipa TVN-u także nie była zła, pan producent nawet śmieszny :) Było mnie widać! A jakiś facet robił mi namiętnie zdjęcia podczas ćwiczeń :P Zostałyśmy do dziesiątej, także ominął nas ostatni trening, no ale ten dzień nie kończył się dla mnie tylko na treningu. Jeden mały minus - straciłam czarny sweter, no ale jakoś się tym bardzo nie przejęłam. Będzie okazja, żeby kupić nowy :)

Już czerwiec. Zorientowaliście się kiedy to minęło? Z kimkolwiek nie rozmawiam wspomina o tym jak szybko minęło to (prawie) pół roku. Nie wiem czy to ze względu na to, że od lutego mieszkam sama, więc dni mi szybko mijają na obowiązkach czy to ten czas tak pędzi. Mój tata zapytał mnie dzisiaj kiedy będzie dziadkiem. O rany. Naprawdę już jestem taka "duża"? :(

Na koniec jeszcze jedna refleksja z ostatniej godziny. Wchodzę do mieszkania, moi współlokatorzy ubierają się do wyjścia. Asia pyta: Jak tam Dzień Dziecka? Odpowiadam: Nie widziałaś zdjęć na facebooku? Asia: Widziałam, widziałam, ale się umalowałyście. Pytam: A jak udał się Twój tort? Asia: Zobacz sobie na facebooku. Ech, taaaak. Zaraz się okaże, że nie ma w ogóle potrzeby do rozmowy, bo o całym życiu można dowiedzieć się z Internetu. Staram się, żeby tak nie było, ale chyba różnie wychodzi. Ponadto, jest to jeden z tematów poruszanych w czerwcowym Zwierciadle (przypadło mi to pismo do gustu, ale nie wiem czy przeczytam te 200 stron w miesiąc, zważając na to, że za 2 tygodnie sesja) w raporcie pt. "Portet Polki 2033".

Czas się pakować, czeka mnie intensywny tydzień, na szczęście nie ze względu na uczelnię. Poznaniu - przybywam, Warszawo - wyglądaj mnie na zachodzie!

piątek, 31 maja 2013

ludzie są dziwni


Ludzie są dziwni. Ja też, nie ukrywam. Moją głowę nawiedza dziennie milion pomysłów, myśli, wizji, wyobrażeń. Wyobrażeń o przyszłości i przeszłości. Idąc zastanawiam się nad sobą, nad tym co by było gdyby, co będzie jeśli. Niektórzy czasem nie rozumieją jak ot tak można przeskoczyć z jednego tematu na drugi. Dopowiem, że są baardzo luźne ze sobą związane. Ludzki mózg i ludzkie ciało mnie zaskakuje swoimi możliwościami. Co by było gdybyśmy mogli wykorzystywać tylko 5% więcej swojego mózgu?

Wiecie co przedstawia koszulka? :) To mój prezent na osiemnaste urodziny, który dostałam od Nanusi. Koszulka przedstawia połączenie jej i mnie, a słuchawki podłączone są do mojego ulubionego owocu - truskawki. Przy drogach i na stoiskach zaczynają się pojawiać te z polskich pól, ale może już niedługo ukradnę jedną czy dwie z rodzinnego ogródka. Jutro Dzień Dziecka! Najważniejsze święto w roku, zdecydowanie. Z tej okazji wybieram się do najmłodszego dziecka w rodzinie, mojej 2,5-letniej siostry Juli, której mam właśnie zamiar uświadomić co to za święto. A przy okazji spróbować swoich talentów malarskich na jej twarzy, może wyjść baaardzo śmiesznie!
Straciłam dzisiaj małego złotego współlokatora mojego pokoju. Wakacje mojej mamy i siostry się skończyły, a wraz z nimi moja opieka nad Elvisem.

Żeby nie było - wiecie dlaczego chodzenie na koncerty jest takie cudowne? Bo artysta jest tam tylko dla Ciebie. Bo możesz zamknąć oczy, albo otworzyć je szeroko ze zdumienia, i się zatracić. Miałam tak na Bjork. Chciałabym zbierać takie spotkania w swojej głowie, aby potem móc opowiedzieć dzieciom o swojej młodości i móc zachęcać je do muzycznych wypadów. Chciałabym, aby pod tym względem były dobrze wychowane.  Prawda, niektórzy z Was mogą twierdzić, że pod względem technicznym koncerty są gorsze niż płyty. Tak, oczywiście, że tak jest. Ale dźwięk usłyszany na koncercie nigdy więcej się nie powtórzy. Chyba, że odtworzysz go umiejętnie w myślach. Na koncercie liczą się emocje, które tak mocno zapamiętuję, że towarzyszą mi jeszcze przez długi długi czas. Dlatego też podarowałam mojej siostrze możliwość pójścia na koncert Rihanny. Mam nadzieję, że poczuje, że warto zbierać pieniądze na bilety, żeby potem móc zbierać wspomnienia.

Zaczynałam pisać tego posta z myślą, że ludzie w Brazylii są dziwni, bo odwiedzają mojego bloga. Tak jak ludzie z Francji, którzy na potęgę "czytali" co myślę o Open'erze. O, już w następną środę ma być podany cały line-up. Jestem ciekawa od jakich muzycznych wrażeń zacznie się moje lato. Szkoda tylko, że nie mam nikogo, kto chciałby ze mną pójść, mój plan diabli wzięli. Może następnym razem opowiem Wam o moich planach na wakacje i o tym, jak bardzo chciałabym, żeby mi się spełniły!

czwartek, 30 maja 2013

(wyjątkowo) nie o muzyce



Jak to nie o muzyce? A tak to! Dzisiaj jest mój dzień i dzisiaj będzie o mnie. Nie wiem czy to sprawka słońca czy wczorajszej maseczki antystresowej, ale dzisiaj obiecałam sobie, że się nigdzie nie spieszę, ani nie denerwuję. Wyszło mi? Tak mi się wydaje :)

Nie będzie dzisiaj nic o muzyce, bo ostatnio słucham tylko radia, co nie jest jakąś wyszukaną muzyką, chociaż wpadła mi w ucho jedna piosenka. Fajnie jest się cieszyć. Wiecie, że podobno prawdziwy uśmiech to taki, kiedy dostajesz od niego zmarszczek?   A ja się martwię, że w wieku 20 lat już mi je widać, ale to tylko dlatego, że dużo się śmieję! A propos uśmiechu -  to temat miesiąca w czerwcowym Zwierciadle! Pierwszy raz się skusiłam na to czasopismo, może ze względu na to przenikliwe spojrzenie Macieja Stuhra (wiecie, że młody Stuhr nie jest już taki młody? Ma prawie 40 lat!). Bo dzisiaj miałam czas nawet poczytać   :-)))
Dzisiaj rano podbudowałam swoją motywację do walki o super ciało tym, że porównałam zdjęcia zrobione w odstępie 2 tygodni!!! Tyle potu, tyle wypitych litrów wody i "tylko" kilka straconych centymetrów, które cieszą niczym prezent pod choinką :) Postanowiłam sobie, że osiągnę coś, co wydawało się nieosiągalne, że spełnię swoje marzenie o byciu szczupłą :) Może już w sierpniu/wrześniu, kto wie? Oby nie zabrakło sił i motywacji!

Jakoś mi ten dzień połączył się w harmonijną całość. Natknęłam się dzisiaj na trzy procesje, jedna z nich zmusiła mnie do krótkiego spaceru, bo mój autobus nie mógł dojechać do swojego celu ;-) Mimo tego, że nie jestem zagorzałą katoliczką ani w ogóle nie interesuję się sprawami wiary, to miło się słuchało muzyki granej przez orkiestry, które towarzyszyły niektórym przemarszom.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że nie ma dzisiaj nic o muzyce, ale już niedługo obiecuję relację z koncertu Hugh Lauriego - to już za tydzień!

wtorek, 21 maja 2013

muzyka filmowa


W minionym tygodniu miałam dwie okazje, aby napawać się muzyką filmową. Raz na filmie, raz na koncercie muzyki filmowej w Ergo Arenie, na który poszłam przy okazji Dnia Matki nie mojej mamy :)

Zacznijmy w kolejności chronologicznej  W czwartek udałam się na darmowy przedpremierowy pokaz filmu Wielki Gatsby. Polecam gorąco! Nie chcę rzucać tutaj żadnymi kąskami z fabuły, więc skupię się na muzyce, która od razu przykuła moją uwagę. Zresztą od jakiegoś czasu wiadomo było, że na liście wykonawców pojawią się takie nazwy jak The XX, Florence and The Machine czy Lana Del Rey. A propos Lany Del Rey spodobał mi się bardzo jeden kwejk mówiący "Koncert Lany Del Rey? Wolę Ursynalia" :D Dobra, dobra, wracam już do tematu. Bardzo rozbawiło mnie połączenie muzyki z filmem, bo sama muzyka nie robi takiego wrażenia. Poważne damy i panowie we frakach, martini, szampan, wielka willa, prawie, że pałac i do tego muzyka jak z dobrej imprezy eSGieHowców :D W trailerze można usłyszeć A Little Party Never Killed Nobody, które, nie powiem, przypadło mi do gustu. Ogólnie, to polecam Wam obejrzeć, na pewno rzuci Wam się w uszy ta muzyka, nawet jeśli bardzo mocno wciągnięcie się w film.

W sobotę pojechaliśmy na niespodziankowy koncert muzyki filmowej, którego głównym tematem była muzyka Johna Williamsa. Jeśli nie mówi Wam nic to nazwisko, to na pewno rozpoznacie tytuły filmów, do który pisał muzykę: Gwiezdne Wojny, Szczęki, Lista Schindlera i E.T. Oprócz tego, grane były także kompozycje osób, które zostały zainspirowane Williamsem, więc dane było nam usłyszeć muzykę do Forresta Gumpa czy Titanica. Na tym ostatnim z moich oczu poleciały łzy. Chyba z wiekiem zaczynam więcej rzeczy rozumieć i po prostu widząc sceny, gdzie ludzie są na chwilę przed śmiercią, mając w głowie to, że stało się to naprawdę, nie mogłam ich powstrzymać. W międzyczasie dźwięki orkiestry zostały w pewnym stopniu zagłuszone przez ulewę, która przeszła wtedy nad Trójmiastem.

I tak mija tydzień za tygodniem. Zaraz sesja. Ale jeszcze przed nią, w tym tygodniu, pójdę się trochę nacieszyć juwenaliami. Szkoda, że nie tymi, które były organizowane dla studentów mojej uczelni. W końcu pójdę na koncert Myslovitz!

środa, 15 maja 2013

o gotowaniu i dobrym samopoczuciu


Dzisiaj tematyka totalnie odbiegająca od bloga, ale bardzo chcę się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi za złe, ale chodzi mi to po głowie już od dwóch dni!

Od dwóch dni, bo właśnie dwa dni temu obejrzałam film "Julie i Julia". Jak łatwo się domyślić, są to imiona dwóch głównych bohaterek. Jedna z nich to Julia Child, autorka książki "Francuska sztuka gotowania" napisana z myślą o amerykańskich kobietach, które nie mają służących. Stajemy się obserwatorami jej życia od czasu, gdy Julia wraz z mężem przeprowadzają się do Paryża, ona odkrywa w sobie pasję do gotowania i zostaje zaproszona do współtworzenia książki. W między czasie poznajemy Julię Powell, która w 2002 roku rozpoczęła swój The Julie/Julia Project. Najpierw pisała bloga, na którym opisywała jak sobie radzi z przepisami z książki Julii Child (którą uważała za swoją idolkę). Zdobyła dużą popularność, powstała na tej podstawie książka i puf - mamy także film.
Wstęp za nami. Oglądając ten film moje serce zabiło szybciej, bo już niedługo może się okazać, że będę w posiadaniu swojej pierwszej kuchni! Tata nawet obiecał mi przekazać swój kawalerski garnek, podobno najlepszy do gotowania parówek. Moja wyobraźnia zaszalała - wyobrażałam sobie, że dokupuję nowe sprzęty, książki, zapraszam przyjaciół na degustacje swoich przysmaków i małe przyjęcie. Że w powietrzu będą unosić się zapachy mięsa, warzyw, wina a także będzie słychać muzykę. Że będę mogła śpiewać i tańczyć w kuchni. O rany, tak!!! Już nie mogę się doczekać tego dnia :-)

Jest jeszcze jedna kwestia, którą chciałabym poruszyć. Tak jak wspomniałam 2 tygodnie temu zajęłam się spoglądaniem uważniej na siebie, na swoje ciało i wgłąb swojej duszy i umysłu. Jakkolwiek poprawianie swojego charakteru idzie mi fatalnie, tak moje ciało wygląda coraz lepiej. Dzisiaj ukończyłam swój 10 trening z Ewą Chodakowską. Jeśli jesteś zagubiony/zagubiona w sobie, chcesz odmiany nie tylko swojego ciała, ale tak naprawdę życia, spróbuj programów Ewy Chodakowskiej. Ja w międzyczasie, gdy mam spadek motywacji, wchodzę na jej fanpage'a na Facebooku, aby naładować swoje baterie pozytywną energią. Ja trenuję z programem potocznie nazywanym Skalpelem. Także, jeśli Ty też chcesz coś zmienić tej wiosny, to do roboty! :)

Na koniec, żeby nie było, trochę muzyki. Klasycznej, bo to jej słucham cały dzień dzisiaj. Wczoraj miałam okropny ból głowy i nie nawet poszłam wieczorem na grilla z moją grupą. Muszę trochę ukoić zmysły. Na pewno przypomni Wam się Wasza studniówka, mam nadzieję, że była to niezapomniana noc. Bo moja była! :)

sobota, 11 maja 2013

kocham soboty


Ktoś mi niedawno wypomniał, że moja wydajność "blogowa" spadła znacząco w porównaniu do zeszłego roku. Trudno ukryć, że to prawda. Nie martwię się, cieszę się z tego, że nie zrezygnowałam. Cieszę się także z tego, że udaje mi się regularnie ćwiczyć i już widzę pierwsze efekty - nie ma nic bardziej uskrzydlającego niż kilka cm mniej przed latem! :) Będę mogła włożyć mniejszą kamizelkę na budowie :P

Dzisiejszy dzień obfitował w Get Lucky, które trafia do coraz większego grona odbiorców, już prawie 20 mln wyświetleń na YT. Dobrze słyszeć Daft Punk w dobrej formie i widzieć w innej kolorystyce. Ja mam mocno zakodowane w pamięci te kosmiczne niebieskie teledyski :) Zapowiada się dobrze, całokształt będzie do usłyszenia już niedługo, bo 20 maja. A ja dzisiaj zaopatrzyłam się w inną płytę. W płytę, którą chcę dobrze poznać przed czerwcowym koncertem. W poniedziałek pojawiła się na rynku Didn't It Rain Hugh Lauriego. Uśmiechnęłam się do tego tytułu, bo z punktu widzenia Anglika, może się wydawać trochę humorystyczny. Zresztą wiadome jest, że Hugh Laurie zaczynał od grania w komedii. Płyta, przynajmniej w części, wydaje mi się taka.. hm... w rytmie tanga. Coś ostatnio tęsknię za tańcem towarzyskim, niesie w sobie tak dużo zmęczenia i tak dużo radości. No ale wracając do tematu, na płycie pojawia się także damski głos, zastanawiałam się zresztą czy pani wokalistka ma chociaż trochę ciemniejszą karnację. Nie wiem jak można coś takiego oceniać po głosie, ale podobno Afroamerykanie mają trochę inną barwę i styl śpiewania. I bingo, trafiłam! W połowie, bo na płycie śpiewa jeszcze jedna pani, tym razem już biała. Przesłuchałam dziś kilka razy i nie mogę się doczekać wykonania na żywo. I tego, żeby znaleźć jakąś piękną sukienkę na tę okazję!

Puff i sobota się skończyła. To jest taki magiczny dzień, bo można sobie zaplanować najpierw obowiązki, naukę, a potem zakończyć to wszystko jakimś miłym akcentem. Lubię mieć kontrolę nad tym co robię, planować i kończyć swój plan, takie schorzenie widzicie. Czasem zabija spontaniczność :P Mam nadzieję, że nie wykazałam się dzisiaj rasizmem i wszystko jest napisane w sposób politycznie poprawny.

PS Hihihihi, właśnie powiedziałam siostrze, że pójdzie za mnie na koncert Rihanny :D Reakcja? Jak na 16-latkę przystało "OMG, LOVE MAX" hahahahaha :D

niedziela, 28 kwietnia 2013

pola nadziei


Zasiadam dzisiaj do tych słów z wielkim bólem. Na szczęście z wielkim bólem mięśni, który, muszę przyznać, jest przyjemny. Świadczy o dobrze spędzonym dniu. Wiosna na północy kraju przychodzi nieśmiało, ale to nie szkodzi. Ja śmiało wprowadzam w życie swój wiosenny plan, którzy brzmi: pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Pracować nad swoim ciałem, umysłem i duszą. Nauczyć się kontroli nad sobą.

Do pisania dzisiaj zachęcił mnie program The Voice of Poland, nie ze względu na wykony uczestników, ale ze względu na ich repertuar. Zatęskniłam za Led Zeppelin, za ogniem w głosie i w sercu (uwielbiam słuchać tego na słuchawkach - ten efekt!). Przy okazji wejście na YT pokazało mi bardzo ciekawe polecenie, 5 dni temu Muse rozstrzygnęło konkurs na videoclip zrobiony przez fana. Oprócz samego faktu, jak bardzo różni się od tych, które zespół nagrywał sam, zaciekawił mnie bardzo jeden komentarz, którzy brzmi (po przetłumaczeniu na angielski): To brzmi jakby Radiohead i Muse mieli dziecko. Marzenie się spełnia. Tak bardzo oddaje to klimat tej piosenki, która jednocześnie jest spokojna, w stylu Radiohead (chociaż słowa niosą w sobie dawkę żółci i goryczy), a gitara na końcu dodaje jej pazura jak to Muse. Powinnam więcej czasu poświęcić ich najnowszej płycie. Z nowości to dwa piękne głosy stworzyły soundtrack do filmy The Great Gatsby. Florence and The Machine sprawiła, że zaklęłam pod nosem, gdy dowiedziałam się, że nie przyjadą na festiwal na Gdyni, tylko do... Krakowa. Zgłosiłam się na wolontariusza, więc trzymajcie kciuki, a nuż uda się jej posłuchać na żywo tego lata :) Lana to nie moje klimaty, nikt mnie tak nie zniechęcił swoją muzyką, gdy usłyszałam ją w wykonaniu live w jakimś amerykańskim programie. Dla odmiany, dzisiaj usłyszałam w Trójce (jak dobrze, że mój tata słucha tylko Trójki) piosenkę, która wcześniej "przemknęła mi przed uszami", a dzisiaj spowodowała, że się zatrzymałam podczas wykonywania swoich obowiązków, aby zidentyfikować ten głos. Jedyny tak miękki i ciepły głos.

Wspomnienia z koncertów po jakimś czasie są tak fantastyczne. Sądziłam, że lato rozpocznę lipcowym Otwieraczem, jak mawia mój chłopak. Na szczęście zacznie się ono o wiele wcześniej, bo już 6 czerwca usiądę w Sali Kongresowej, aby delektować się chwilą z Hugh Laurie. Samo zobaczenie serialowego Dr House będzie ekscytującym wydarzeniem. Kto mi podpowie jaką sukienkę powinnam kupić na tę okazję? :)

PS Nienawidzę tych reklam na YouTube, są już wszędzie!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

latino


Uuu, dodaję dwie hot laseczki, żeby przyciągnąć do siebie więcej ludzi :P Moja siostra Dominika jutro zaczyna trzydniowy maraton testów gimnazjalnych, więc trzymajcie za nią mocno kciuki! Chciałam ją trochę rozruszać muzyką, żeby się tak nie stresowała, ale się nie dała i nawet uciekła się do próby szantażu :( Ja natomiast lubię sobie pozwolić czasem na małe "szaleństwo" podczas nauki, ale tak naprawdę wiem, że to jest coś w rodzaju wake-up games, które mamy podczas szkoleń w BEŚCIE. Po prostu organizm nam trochę zamula, więc energetyczna muzyka, kilka ruchów i nasz mózg odpręża się i dotlenia. Polecam bardzo, szczególnie w trakcie sesji lub innych egzaminów ( a niedługo matura ;) )

Zacznijmy od klasyków, tj. piosenki, która najbardziej mi się kojarzy z pewną Sroką latającą w Krakowie. Każdy klasyk inspiruje innych artystów do zakradnięcia kawałka muzyki/tekstu do swojej, jakże tanecznej, piosenki. Na pewno znacie jeden z nich, bo zrobiony jest przez Pitbulla i Jennifer Lopez. I co z tego, że ma w sobie tylko kawałek na początku, a potem to już tańce hulańce i co w duszy gra. W sumie to ta piosenka się nadaje na dzisiejszy temat, autorzy mają przecież latynoskie korzenie ;) - w tym miejscu pozdrawiam Dominika Ka., z którym dwa lata temu, mniej więcej o tej porze roku, jechałam po nagrodę na zakończenie liceum i właśnie to leciało w samochodzie :D Pozostańmy jeszcze przez chwilę w klimacie roztańczonych latynoskich rytmów, ale w sumie to trochę trąca murzyńską muzą, bo tylko refren jest taki do tańca. A, bym zapomniała - to dzięki temu panu ( i dzięki Songpopowi ) mój dzisiejszy wieczór ze sprawozdaniem zamienił się w plażę o zachodzie słońca, z delikatną muzyką w tle, do której można kołysać się ze swoim wybrankiem, a w jednej ręce trzymać kieliszek ze słodkim winem. Och, lato, przyjdź szybko i bądź kolejnym pasmem fantastycznych wspomnień! Podkręćmy jeszcze trochę temperaturę tą żarzącą się od namiętności melodią (jak patrzę na to, jak on chwyta od niej ten nóż, to akurat dzisiaj przechodzą mnie ciarki, bo po dzisiejszym krojeniu cebuli na moim kciuki zawitał plaster). No dobrze, może jeszcze jedno na koniec, bo akurat pokazało mi w polecanych obok i kojarzy mi się z moimi lekcjami hiszpańskiego w liceum ( a także Dianą i Elą, bo one najwięcej przynosiły nam takich gratisów na zajęcia ;) ) - link.

O, jakoś długo wyszło :) Mam  nadzieję, że jeszcze na chwilę rozbudzicie się tego wieczoru, ja na pewno tak i mam pełno energii, aby dzisiaj wykonać dzienną porcję ćwiczeń - zrzucam swoje zimowe oponki! Jakiś optymistyczny humor wniosła ta muzyka do moich ostatnich dni, wczoraj była Blue Sunday, dzisiaj jest Bloody Monday. Ciekawe jaki kolor będzie miał jutrzejszy dzień?

sobota, 6 kwietnia 2013

głosy w mojej głowie


Wiem, że długo nie pisałam i powinnam w tym miejscu umieścić "ale", ALE wydaje mi się to zbędne. Nie prowadziłam nigdy tego bloga dla popularności ani żadnych nagród, zresztą daleko mi do tego. Był takim moim małym miejscem na ziemi, miejscem dla mojej pasji i zainteresowań. Trochę go ktoś podeptał, ale może uda mi się go dźwignąć na nogi.

Już dawno noc i nucę pod nosem Hello darkness, my old friend. I came to talk to you again. Także rozmawiam. Ostatnio życie nauczyło mnie tego, że to co czarne okazuje się białe, a to co białe - czarne. No, może nie do końca aż tak radykalnie, ale ważne, żebym została zrozumiana. A do zrozumienia potrzebna jest zawsze rozmowa, nawet jeśli ten pierwszy krok wydaje się niemożliwy do wykonania. Człowiek może góry przenosić.

Czasami jak mi coś zaprzątnie głowę, to czuję fizyczny ból, bo tak się chcę tego pozbyć. Ten głos wierci i nęci i nie odpuszcza, aż myślę, że zwariuję. Aż tu nagle życie zaskakuje nas czymś nowym i robi porządek. Trzeba mieć odwagę zajrzeć w głąb siebie i odkryć te ciemne zakątki. Oświetlić je, z bólem odkopać, a potem pozbyć się tego ciężaru. Wziąć głęboki oddech i żyć dalej, skupić się na najważniejszych sprawach w swoim życiu. A tak zawodowo to chciałabym kiedyś móc ponucić sobie to. Nawet jeśli tylko tytuł byłby prawdą!

I tylko na koniec, pierwszy raz jej słuchałam. Czemu nie zrobiłam tego wcześniej?

niedziela, 10 lutego 2013

1+1=2


Cześć, to znowu ja! Chcę wykorzystać wolny czas na zadbanie bardziej o to miejsce. Trochę się zrekompensować za wcześniej. Dzisiejszy post poświęcam "duetom". I nie chcę pisać o po prostu o dwuosobowych zespołach. Chcę wyróżnić tutaj te okazjonalne połączenia dwóch osób/zespołów.

Podczas wczorajszego błądzenia na YouTubie zatrzymałam się przy jednym takim połączaniu - Edyta Bartosiewicz i Myslovitz w piosence Chciałbym umrzeć z miłości. Dwa ważne głosy na scenie muzycznej, obydwa już niesłyszane w audycjach stacji radiowych. Mimo tego, że wersja samego Rojka też jest poruszająca, to najczęściej wracam właśnie do tej. Kierując się podpowiedzią YT dotarłam do Gaby Kulki i Czesława Mozila. Nie lubię Gaby Kulki, naprawdę, jakaś taka z niej wieśniara. Nana mnie kiedyś próbowała przekonać, ale się nie udało. Co mi Panie dasz? może nie do końca im razem wyszło, bo wolę wersję Bajm. Czasem jedyną dobrą stroną coverów jest to, że słuchacze trafiają dzięki nim do oryginalnych utworów. Jeśli są na tyle ciekawscy. Nawiązując do poprzedniego posta - Robbie Williams także zaśpiewał w duecie, z Nicole Kidman. Motyw z torebką uważam za głupi od 12 lat (jak pierwszy raz zobaczyłam ten teledysk miałam 8 lat!). Ale mimo wszystko jakoś to wszystkie takie miłe (szczególnie te dwie łazienki) i świąteczne. Wróćmy do polskich klimatów. Do dzisiaj nie obejrzałam Ogniem i Mieczem, ale nie chcecie wiedzieć ile razy śpiewałam tą piosenkę. Dumka na dwa serca i dwa piękne polskie głosy (za tamtych czasów jeszcze bez głupich skandali). Zazwyczaj takie "filmowe" piosenki są do dupy. Każda polska komedia musi swoją mieć, najlepiej, żeby tytuł piosenki i filmu się pokrywały. Okropne. Na koniec dwie legendy razem na jednym wózku, dosłownie. Paul McCartney i Michael Jackson w Say say say. Tak naprawdę to niewiele jest tu do dodania.

Ech, wypadłam z wprawy. Mam nadzieję, że wybaczycie mi gorszą kondycje, mam nadzieję, że wraz z wiosną rozkwitnę także ja. Przyda się trochę wolnego :)

czwartek, 7 lutego 2013

królicza nora


Nie dało się zauważyć, że przez jakiś czas mnie tu nie było. Nie jest on jednak tak długi, jak na to wskazuje Archiwum bloga. Musiałam po drodze zrobić mały porządek, bo przez chwilę zbłądziłam i zapomniałam do czego tak naprawdę ten blog miał służyć. Miło siąść przed komputerem i poczuć znowu TO. Co mam na myśli? Wenę, potrzebę wyrażenia siebie przez muzykę, zwrócenie Waszej uwagi na Robbiego Williamsa, który śpiewa do marchewki. Właśnie on poruszył moje serce, palce i głowę i oto jestem - piszę do Was te słowa.

Chyba przed chwilą odkryłam jeden z dziwniejszych teledysków, jakie kiedykolwiek widziałam. Piosenkę pamiętam z dzieciństwa, ale no cóż, w telewizji mimo wszystko obowiązuje jakaś cenzura. I że akurat kliknęłam wersję bez cenzury... Doznałam jednego z większych szoków ostatnimi czasy - powinniście sami to zobaczyć, żeby wiedzieć o czym mówię. Ostrzegam, to jest trochę dziwne - link. Wolę Robbiego z marchewką w kostiumie królika i śpiewające sałaty! Zastanawiam się czy do swoich małych pokazów akrobatycznych wykorzystuje jakiegoś dublera czy sam jest taki wysportowany. Zauważyłam w to i w You Know Me i She's The One. Nie mówiąc nic o tym, jaki piękny jest ten drugi utwór. Cieszę się, że Robbie nadal nagrywa i to już od 23 lat, ale z sentymentem wracam do tych starszych utworów  które pamiętam, gdy jeszcze muzyki słuchałam częściej za pomocą radia i telewizji niż Internetu. Skoro już "wróciłam" i mam trochę wolnego czasu, to niedługo może się z Wami podzielę moimi nowymi odkryciami.

Nieśmiało jak na powrót, ale zawsze coś. Powiem Wam coś jeszcze w tajemnicy. Co prawda nikt w mojej rodzinie w to nie wierzy, ale ja uważam, że mój ojciec chrzestny jest strasznie podobny do Robbiego! Hihihihi :) Na zakończenie - trwa okres feryjno-sesyjny, mam nadzieję, że każdy znajdzie trochę wolnego czasu, nawet jeśli to tylko dwudniowa przerwa między egzaminem a wynikami z niego (czyt. dalsze uczenie się do poprawki). Mam nadzieję, że niedługo znów tu zawitam!