niedziela, 10 lutego 2013

1+1=2


Cześć, to znowu ja! Chcę wykorzystać wolny czas na zadbanie bardziej o to miejsce. Trochę się zrekompensować za wcześniej. Dzisiejszy post poświęcam "duetom". I nie chcę pisać o po prostu o dwuosobowych zespołach. Chcę wyróżnić tutaj te okazjonalne połączenia dwóch osób/zespołów.

Podczas wczorajszego błądzenia na YouTubie zatrzymałam się przy jednym takim połączaniu - Edyta Bartosiewicz i Myslovitz w piosence Chciałbym umrzeć z miłości. Dwa ważne głosy na scenie muzycznej, obydwa już niesłyszane w audycjach stacji radiowych. Mimo tego, że wersja samego Rojka też jest poruszająca, to najczęściej wracam właśnie do tej. Kierując się podpowiedzią YT dotarłam do Gaby Kulki i Czesława Mozila. Nie lubię Gaby Kulki, naprawdę, jakaś taka z niej wieśniara. Nana mnie kiedyś próbowała przekonać, ale się nie udało. Co mi Panie dasz? może nie do końca im razem wyszło, bo wolę wersję Bajm. Czasem jedyną dobrą stroną coverów jest to, że słuchacze trafiają dzięki nim do oryginalnych utworów. Jeśli są na tyle ciekawscy. Nawiązując do poprzedniego posta - Robbie Williams także zaśpiewał w duecie, z Nicole Kidman. Motyw z torebką uważam za głupi od 12 lat (jak pierwszy raz zobaczyłam ten teledysk miałam 8 lat!). Ale mimo wszystko jakoś to wszystkie takie miłe (szczególnie te dwie łazienki) i świąteczne. Wróćmy do polskich klimatów. Do dzisiaj nie obejrzałam Ogniem i Mieczem, ale nie chcecie wiedzieć ile razy śpiewałam tą piosenkę. Dumka na dwa serca i dwa piękne polskie głosy (za tamtych czasów jeszcze bez głupich skandali). Zazwyczaj takie "filmowe" piosenki są do dupy. Każda polska komedia musi swoją mieć, najlepiej, żeby tytuł piosenki i filmu się pokrywały. Okropne. Na koniec dwie legendy razem na jednym wózku, dosłownie. Paul McCartney i Michael Jackson w Say say say. Tak naprawdę to niewiele jest tu do dodania.

Ech, wypadłam z wprawy. Mam nadzieję, że wybaczycie mi gorszą kondycje, mam nadzieję, że wraz z wiosną rozkwitnę także ja. Przyda się trochę wolnego :)

czwartek, 7 lutego 2013

królicza nora


Nie dało się zauważyć, że przez jakiś czas mnie tu nie było. Nie jest on jednak tak długi, jak na to wskazuje Archiwum bloga. Musiałam po drodze zrobić mały porządek, bo przez chwilę zbłądziłam i zapomniałam do czego tak naprawdę ten blog miał służyć. Miło siąść przed komputerem i poczuć znowu TO. Co mam na myśli? Wenę, potrzebę wyrażenia siebie przez muzykę, zwrócenie Waszej uwagi na Robbiego Williamsa, który śpiewa do marchewki. Właśnie on poruszył moje serce, palce i głowę i oto jestem - piszę do Was te słowa.

Chyba przed chwilą odkryłam jeden z dziwniejszych teledysków, jakie kiedykolwiek widziałam. Piosenkę pamiętam z dzieciństwa, ale no cóż, w telewizji mimo wszystko obowiązuje jakaś cenzura. I że akurat kliknęłam wersję bez cenzury... Doznałam jednego z większych szoków ostatnimi czasy - powinniście sami to zobaczyć, żeby wiedzieć o czym mówię. Ostrzegam, to jest trochę dziwne - link. Wolę Robbiego z marchewką w kostiumie królika i śpiewające sałaty! Zastanawiam się czy do swoich małych pokazów akrobatycznych wykorzystuje jakiegoś dublera czy sam jest taki wysportowany. Zauważyłam w to i w You Know Me i She's The One. Nie mówiąc nic o tym, jaki piękny jest ten drugi utwór. Cieszę się, że Robbie nadal nagrywa i to już od 23 lat, ale z sentymentem wracam do tych starszych utworów  które pamiętam, gdy jeszcze muzyki słuchałam częściej za pomocą radia i telewizji niż Internetu. Skoro już "wróciłam" i mam trochę wolnego czasu, to niedługo może się z Wami podzielę moimi nowymi odkryciami.

Nieśmiało jak na powrót, ale zawsze coś. Powiem Wam coś jeszcze w tajemnicy. Co prawda nikt w mojej rodzinie w to nie wierzy, ale ja uważam, że mój ojciec chrzestny jest strasznie podobny do Robbiego! Hihihihi :) Na zakończenie - trwa okres feryjno-sesyjny, mam nadzieję, że każdy znajdzie trochę wolnego czasu, nawet jeśli to tylko dwudniowa przerwa między egzaminem a wynikami z niego (czyt. dalsze uczenie się do poprawki). Mam nadzieję, że niedługo znów tu zawitam!