Pierwszy dzień Open'era mnóstwo energii, nogi wypoczęte i najchętniej poszłoby się na wszystkie koncerty. Zaczęłam więc od odwiedzenia Sceny Namiotowej, na której o godzinie 17 przewidziany był pierwszy koncert całego festiwalu. Zagrał go Dawid Podsiadło, który wyraźnie był zaskoczony tłumem ludzi, którzy tak jak ja zdecydowali się przyjść, a nie np. stać pod Sceną Główną w oczekiwaniu na Blur. Największe hity Dawida to te, które śpiewa po polsku - Trójkąty i Kwadraty oraz Nieznajomy. Brakowało mi polskich piosenek, bo większość śpiewana była po angielsku. Skończyło się szybciej niż się spodziewałam i okazało się, że do następnego koncertu pozostały mi 2 godziny wolnego czasu. Pozwiedzałam więc miasteczko festiwalowe i nawet dorwałam różowe okulary przeciwsłoneczne od Trójki.
Następny koncert na który poszłam miał się obyć na Scenie Głównej. Udało mi się nawet stanąć blisko sceny (jakiś 5 rząd). Punktualnie, jak to na Open'erze, rozpoczął się koncert Editors. Było o wiele bardziej energicznie niż się spodziewałam, dobrze, że stałam przy bocznych barierkach, bo znowu trafiłoby mi się omdlenie. Szaleńczy taniec pogo kończył się na mojej osobie, polecam obejrzenie filmiku z koncertu, aby przekonać się na własne oczy. Koncert był bardzo energetyczny, a wokalista przypominał mi trochę kolegę z liceum (i kilka razy miałam wrażenie, że rozwali zaraz gitarę).
Przez cały ten czas mój współtowarzysz Maciek rozbijał swój obóz na polu namiotowym i udało nam się spotkać dopiero po koncercie Blur. Chodzenie na koncerty samej jest dziwne, ale z drugiej strony ludzie na festiwalu są bardzo mili i przyjaźni i nie było problemu z komentowaniem koncertu po prostu do osoby stojącej obok. Po Editorsach wycofałam się spod Sceny nie chcąc zostać zmiażdżona. Nie znam zbyt dobrze Blur, więc zdecydowałam, że koncert przeżyję odpoczywając w pozycji siedzącej. Wybrałam takie miejsce, że dobrze widziałam telebimy. Słuchałam z zaciekawieniem i oczekiwaniem na jedyną piosenkę jaką znałam - Song 2. Ludzie bawili się świetnie, a Damon nawet polał swoich fanów wodą ;-)
A potem się zaczęło. Szaleńczy bieg do Sceny Namiotowej na koncert Alt-J! Ledwo udało mi się z Maćkiem wejść do namiotu. Zdążyliśmy usłyszeć końcówkę Tessellate (polecam równieź cover Ellie Goulding!) a także Breezeblocks. Polecam wszystkim ten zespół, bardzo szybko stał się popularny, Scena Namiotowa pękała w szwach, a ludzie wspinali się na podpory, aby tylko lepiej widzieć. Podobno wciskając Alt i J na Macach utworzy się trójkąt ;-)
Chcieliśmy iść jeszcze na Crystal Castles, ale zachciało nam się pić i staliśmy 40 minut w kolejce po Coca-Colę. Przy okazji poznaliśmy pewną miłą Australijkę, która była zaskoczona, że umiemy angielski i dopytywała się od kiedy się go uczymy. Oprócz tego wychwalała Open'era i Polskę. Także mamy być z czego dumni, mówię Wam to! Na koncert dotarliśmy, ale jakoś nie podpasowały nam te klimaty. Do domu wróciłam o świcie i miałam problem z zaśnięciem, bo w moim pokoju było już sporo słońca ;-) Tak zakończył się pierwszy dzień festiwalu :)