Szkoła zaczęła się tutaj już ponad 2 tygodnie temu, w Polsce już też wszyscy siedzą w szkolnych ławkach i przygotowują się pilnie do matury - w tym miejscu pozwolę sobie pozdrowić swoją siostrę :-)
Ale, ale, dobrze wiemy, że najwięcej uczymy się poza szkolnymi murami :-)
Przezwyciężyłam strach
Praca w parku rozrywki na dużych "rajdach", a także pójście na Sling Shot i Skyscraper pozwoliły mi na przezwyciężenie lęku przez tego typu rozrywkami. Filmik ze Sling Shota widzieliście, Skyscraper wygląda tak:
O, znalazłam też jak wygląda Sling Shot "od zewnątrz", także kto ciekawy może zajrzeć tutaj:
Pamiętam jak na początku bałam pracować się na Extreme, Speed XXL albo Big Pirate, bo ludzie bardzo dużo krzyczeli. Wydawało mi się, że dzieje im się coś złego, a tak naprawdę to ja robię im "krzywdę" uruchamiając maszynę. Przeszło mi na szczęście :-)
Stałam się bardziej asertywna
Specyfika pracy zmusiła mnie do tego, żeby nauczyć się stanowczo odmawiać ludziom. Szczególnie, gdy chodzi o wpuszczenie na ride kogoś o pół cala za małego. Amerykanie nie przejmują się za bardzo, że coś może być niebezpieczne dla ich dzieci. W ciągu tego lata wiele razy robiłam wielkie oczy, gdy takie coś mi się przydarzało. Gdyby ktoś mi powiedział, że coś nie jest bezpieczne dla mojego dziecka, nawet nie pomyślałabym o kłóceniu się z operatorem na zasadzie "A może jednak...?"
Podszkoliłam swój angielski
Oczywista sprawa? No nie bardzo. Niektórzy J-1 students cały czas obracali się w swoim kręgu "językowym", także oprócz kilku formułek wypowiadanych w pracy ich angielski nie poprawił się. Przez ostatni miesiąc praktycznie zamieszkałam z rodziną DJa, więc używam angielskiego przez 99% czasu. 1% pozostawiam na kilka rozmów z tutejszymi Polakami, a także na pisanie z rodziną na fejsie :P Nauczyłam się nowych zwrotów, szczególnie amerykańskiego slangu, a moja wymowa i rozumienie innych znacznie się poprawiły :-) Po powrocie zapewne będę "zacinać się" w języku polskim :P
Nothing is impossible
Wyjazd do Stanów był moim największym marzeniem. W tym roku zgarniam całą pulę, w piątek dowiedziałam się, że od października zaczynam studia w Warszawie :-) Szczyt szczęścia osiągnięty! Udowodniłam sobie tym, że ciężka praca i upór to klucz do sukcesu. Nie można poddawać się, gdy coś nam nie wychodzi i opóźnia osiągnięcie wymarzonego celu. Porażki należy przyjmować z pokorą i wyciągać z nich jak najwięcej nauk na przyszłość. Nie wiem czy uda mi się utrzymać to podejście w Polsce, ale wydaje mi się, że tutaj jestem bardziej wyluzowana :-) Na pewno by się przydało! Czasem wystarczy wziąć głęboki oddech i pozwolić niektórym problemom samym się rozwiązać.
A już za kilka dni część Travel :-) Ciekawe czego się nauczę wtedy?