niedziela, 19 sierpnia 2012

film: potem była zmiana...


...i szpak dziobał bociana. Niesamowite, nieprawdopodobne! Na blogu o muzyce coś o filmie? A dlaczego nie? ;) W związku z tym, że udało mi się wyjechać na 3 dni do ukochanej babci i wreszcie należycie odpocząć, chcę się z Wami podzielić swoimi wrażeniami z tego "urlopu". Doznań muzycznych było mało, co można było z łatwością zrównoważyć innymi. W środę udałam się z rodziną do kina na polski film. Dodam, że nie wiedziałam za bardzo na co idę, bo nie widziałam wcześniej zapowiedzi.

Jadąc ruchomymi schodami zauważyłam kątem oka nazwę "Sala samobójców". Jakub Gierszał, napisane największą czcionką na plakacie, niewiele by mi mówiło, gdyby nie dopisek po prawej stronie. "Salę" oglądałam 2 lub nawet 3 razy. Od tamtego czasu polskie kino (nie stricte, ale mniej więcej te okolice), według mnie, zaczęło się zmieniać. Coraz częściej zamiast dennych komedii (nie da się ich oczywiście całkowicie wyrzucić z repertuaru kin) pojawiają się filmy oparte na bardziej lub mniej prawdziwych i prawdopodobnych historiach, z nowymi twarzami w rolach głównych. I to na dużych ekranach i festiwalach, a nie w kameralnych i alternatywnych kinach. Poniżej nazwiska Gierszał pojawiają się dwa inne, potężne, z wielką liczbą filmów na koncie, Kot i Figura. Powiem szczerze, że twarz Tomasza Kota przejadła mi się we wszystkich filmach, serialach i reklamach. W "Yumie" gra gangstera rosyjskiego pochodzenia (całkiem dobrze posługuje się językiem rosyjskim), który przemyca za granicę polsko-niemiecką olbrzymie ilości spirytusu. Figura zaś jest ciotką Zygi (postać Jakuba Gierszała), która prowadzi dom publiczny oraz także zajmuje się "jumaniem", jednak na o wiele mniejszą skalę. Są to postacie drugoplanowe, mam wrażenie, że bardziej podnoszące rangę filmu i zachęcające ludzi do wybrania się do kin niż role zajmujące ważne miejsce w ich CV. Film miał jeszcze bardziej wykreować Gierszała na początkującą gwiazdę polskiego kina, wylansować jego nazwisko i utrwalić wizerunek w głowach widzów. Bo w ogóle (z wyglądu także) nie przypomina tego emo-chłopaczka z "Sali samobójców".

Film zdecydowanie polecam. Ze względu na prawdziwe wydarzenia, jako przybliżenie historii dla młodszych, i dobrą obsadę. Prawie 2 godziny wcale się nie dłużą, szczególnie, gdy kupicie mnóstwo nachosów i popcornu ;)) Nie spodziewajcie się takich częstych odskoków od głównej tematyki bloga (w ogóle co sądzicie na ten temat?). Tymczasowo, gdy uczę się do sesji poprawkowej, częściej ściszam muzykę w głośnikach dla lepszej koncentracji. Korzystajcie z pogody, bo podobno ma być i zbierajcie siły - już niedługo wrzesień (co dla każdego oznacza coś innego, a w sumie to samo - naukę ;)!!