wtorek, 24 lipca 2012

pozostając w temacie...


Bjork. Moja największa niespodzianka Open'era (wiem, wiem, że już macie po dziurki w nosie moich wypocin na temat tego festiwalu, ale muszę, bo potem zapomnę!). Gdyby nie Nana i jej kuzynka Ania, nie potraktowałabym tego koncertu priorytetowo i może została tylko zobaczyć końcówkę, po koncercie Yeasayer (tego koncertu najbardziej żałuję). A tak obejrzałam cały. Warto było.

Kilka godzin wcześniej weszłam na jej kanał na YouTube, żeby cokolwiek wiedzieć na jej temat. Starałam się słuchać najnowszej płyty Biophilia niedługo po tym, jak ogłoszono Bjork headlinerem, jednakże spoczęłam na manowcach i przesłuchałam jej może raz. W każdym razie nie było to dla mnie takie łatwe, zresztą muzyka, którą sobą reprezentuje, nie jest łatwa do zrozumienia i polubienia. Mnie pomógł koncert. Powtórzę Wam to, co powiedziałam panom z telewizji (ach, te przyzwyczajenia do udzielania wywiadów pozostałe po Euro ;). Koncert Bjork był największym zaskoczeniem tego festiwalu jak dla mnie, po prostu mnie zmiażdżył, rozkochał w jej muzyce. Uważałam wcześniej, że na koncert należy przyjść z "odrobioną pracą domową". Co mam na myśli? Że trzeba znać artystę i jego muzykę, by dobrze przeżywać widowisko i się bawić. Bjork zakazała filmowania i fotografowania swojego występu, właśnie po to, żeby widzowie skupili się na przedstawieniu. Tak, przedstawienie to dobre słowo. Scenografię stanowiły małe organy, przed którymi stanął chór (zdjęcia do zobaczenia tutaj) Oprócz tego na scenie był perkusista i DJ, czyli trochę pusto. Sama Bjork chodziła po niej od prawej do lewej wymachując rękami w śmieszny sposób. Burza rudych włosów u tak małej osóbki wyglądała nieproporcjonalnie, ale na scenie wszystko wolno.

Jedyną piosenką, jaką rozpoznałam podczas koncertu było Hunter. I jak się okazało, miałam szczęście, ponieważ nie gości ona w stałym repertuarze Bjork. Ostatnimi dniami wróciłam do słuchania muzyki podczas jazdy do pracy, wcisnęłam przycisk "Losowo" i... Uderzyło mnie. Jóga - okazało się, że wizualizacja do tej piosenki to po prostu teledysk, ale wtedy tego nie wiedziałam i nie odrywałam wzroku od ekranu. Wpatrzona i wsłuchana dosłownie poczułam tą muzykę, zapomniałam o otaczającym mnie tłumie, o tym, że Bjork jest na scenie i że w ogóle coś robi innego oprócz śpiewania. Dopiero przy Thunderbolt zauważyłam jak śmiesznie posługuje się językiem angielskim, a szczególny nacisk kładzie na literę "r". Na żywo akcentowała ją jeszcze bardziej. Kończąc, wspomnę jeszcze o All is Full of Love, które pochodzi z tej samej płyty co Hunter, czyli Homogenic. Polecam obejrzeć teledyski do utworów, bo wcale nie są takie banalne. Na koncercie także zadbano o wrażenia wzrokowe ustawiając dodatkowe 3 ekrany na scenie (co daje nam w sumie 5), a ponadto były także efekty pirotechniczne. W pewnym momencie "z dłoni" Bjork wystrzeliły na boki dwie race, a pod koniec koncertu pojawiły się jakby dwie ściany fajerwerkowego deszczu.

Nie umiem Wam wymienić utworów jakie były na open'erowej setliście Bjork, ale to nieważne. Ważne jest, że teraz, gdy słyszę je w słuchawkach dostaję dreszczy i przypominam sobie tamto widowisko i tamte uczucia, które mnie ogarniały.Dobra wiadomość dla znudzonych i przesyconych Open'erem! Żaden inny koncert mną tak nie wstrząsnął, ani nie wyrył się w mojej pamięci, więc możecie się spodziewać, że następny post będzie już oderwany od tej tematyki :)